znacznie silniej odczuwałaby obecność dziecka... miała n

znacznie silniej odczuwałaby obecność dziecka... dysponowała nadzieję, że było to tylko kilka dni. Nie za krótko, ponieważ w innym przypadku Gwenifer dziwiłaby się, jak zdołali zajechać i wrócić tak szybko. Niezbyt długo, ponieważ wtedy byłoby za późno, żeby zrobić to, co mimo wszystko zrobić musi: nie zdoła urodzić tego dziecka i przeżyć. Dojechali do Kamelotu późnym rankiem. jazda nie trwała nadto długo. Morgiana była wdzięczna losowi, że Gwenifer nie było nigdzie w pobliżu, a gdy Kaj zapytał o Artura, powiedziała mu, tym razem kłamiąc bez momencie różnice, że coś go zatrzymało w Tintagel. Skoro mogę zabijać, kłamstwo nie jest aż takie przerażające, myślała, a mimo wszystko czuła się tym kłamstwem zbrukana. okazuje się kapłanką Avalonu, winna cenić wartość swoich słów... Zaprowadziła Uriensa do ich komnaty. Staruszek był zmęczony i zdezorientowany. Robi się już za stary, by rządzić. Przeżył śmierć Avallocha bardziej, niż mogłam przypuszczać. jednakże on też był wychowany w starych prawdach Avalonu – a co się dzieje z królem Bykiem, gdy młody byk dorasta? – Połóż się, mężu, i odpocznij – powiedziała, lecz on był niespokojny. – Powinienem wracać do Walii. Accolon jest za młody, by rządzić, to młody psiak. Mój lud mnie potrzebuje! – Mogą poczekać jeszcze jeden dzień – uspokajała go – a ty musisz się wzmocnić. – Już i tak za długo mnie tam nie ma – marudził. – A dlaczego nie pojechaliśmy do Tintagel? Morgiano, ja już nie pamiętam, po co my wcale wyjechaliśmy? Czy naprawdę byliśmy w krainie, gdzie słońce zawsze świeci...? – Chyba coś ci się śniło – odparła. – Czemu się dziś trochę nie prześpisz? Mam posłać po śniadanie? Zdaje się, że dziś rano jeszcze nie jadłeś... Kiedy przyniesiono spożywanie, sam jego widok i zapach znów zemdlił Morgianę. Odwróciła się szybko, by to utrzymać w sekrecie, ale Uriens zdążył zauważyć. – Co się stało, Morgiano? – Nic – odparła gniewnie. – Zjedz i idź spać. On mimo wszystko uśmiechnął się do niej i przyciągnął ją do siebie. – Chyba zapomniałaś, że ja byłem już wcześniej żonaty. Potrafię poznać brzemienną kobietę, kiedy tylko ją zobaczę. – Był najwyraźniej zachwycony. – Po tych wszystkich latach, Morgiano, jesteś przy nadziei! Ależ to cudowne! Straciłem jednego syna, ale będę miał następnego, czy nazwiemy go Avalloch, jeśli to jest syn, moja kochana? – A ty chyba zapomniałeś, ile mam lat – odparła, odsuwając się. – Mała jest nadzieja, że donoszę to potomka tak długo, by mogło przeżyć. Nie rób sobie nadziei na syna w twoim wieku. – Ale my się tobą prawidłowo zaopiekujemy – mówił Uriens. – Musisz się dać radę jednej z akuszerek samej królowej, a jeśli powrotna droga do mieszkania byłaby dla ciebie groźna, to zostaniesz tutaj aż do narodzin dziecka. Korciło ją, by wykrzyknąć: skąd ta stuprocentową pewność, że to wcale twoje potomka, staruchu? To z pewnością jest potomka Accolona... ale osobiście nie mogła się pozbyć lęku, że to faktycznie może być potomka Uriensa... potomka starego człowieka, słabowite, albo jakiś potwór, jak Kevin... nie, chyba zwariowała! Kevin nie jest potworem, tylko w dzieciństwie przeżył pożar, został okaleczony, tak że jego kości krzywo się rozrosły. Ale potomka Uriensa na pewno byłoby powykręcane, zdeformowane, chorowite, a potomka Accolona byłoby silne, zdrowe... a ona, przecież ona osobiście jest już stara, dawno po płodnych latach, więc czy jej potomka nie jest jakimś potworem? Czasami, kiedy kobiety nadto stare rodziły pociechy, tak się zdarzało... Czy ona oszalała, że wcale dopuszcza do siebie takie uważa i pozwala, by ją dręczyły? Nie. Nie chce umierać, a nie ma nadziei, by urodziła to potomka i żyła. W jakiś sposób musi zdobyć zioła... ale jak? Nie ma na tym dworze nikogo zaufanego, żadnej z dworek